Kultura

Miasto zapłakało deszczem

Opublikowano: 18 lipca, 2016 o 3:44 pm   /   przez   /   komentarze (0)

Bierzemy tę cząstkę, której nie zostaniemy pozbawieni. Tak dzieje się według kapelana Festiwalu, ks. Stanisława Kowalika, kiedy spotykamy się każdego roku na sądeckiej Górze Tabor, podczas Święta Dzieci Gór. Tutaj uczymy się tego, co najważniejsze, a o czym mówi dzisiejsza Ewangelia: gościnności oraz miłości i radości u stóp Jezusa. Uczymy się, że pośród zabaw i obrzędów prezentowanych na scenie festiwalu, najważniejszy jest człowiek, jego potrzeby, bycie dla drugiego.

To niezwykła msza, na której obok pieśni ludowych możemy usłyszeć mówiącego czystą podhalańską gwarą Abrahama, a nawet odpowiadającego mu w tej samej gwarze samego Boga. Deszcz w ten niedzielny poranek nie tylko wybrał miejsce mszy, bo nie przed kościołem, lecz w samej bazylice św. Małgorzaty spotkali się uczestnicy Festiwalu. Deszcz również zdecydował, że tym razem nie będzie wspólnego zdjęcia pod Ratuszem i tanecznego pożegnania miasta na płycie Rynku.

W siedzibie Małopolskiego Centrum Kultury SOKÓŁ Antoni Malczak przywitał przede wszystkim kierowników zespołów, bo to był ich ciężki tydzień pracy, podziękował za przygotowanie programów i pracę na Festiwalu. Dyrektor Święta Dzieci Gór przyznał, że organizatorzy, jak zwykle, starali się stworzyć, mimo ograniczeń – za które przepraszają – jak najlepsze warunki. Takim najważniejszym ograniczeniem od początku jest brak bazy w samym Nowym Sączu i trudy dojazdu. Takim ograniczeniem w tym roku było połączenie z Tour de Pologne. Festiwal musiał być zmodyfikowany.

Antoni Malczak powitał gości: dr. Jerzego Chmiela, prezydenta polskiej sekcji C.I.O.F.F., przewodniczącą Rady Miasta Bożenę Jawor oraz instruktorów Ogólnopolskich Warsztatów.

Aleksandra Szurmiak-Bogucka w imieniu całej Rady Artystycznej, której jest przewodniczącą, przywitała wszystkich obecnych na sali. „Długo będziemy wspominać, że jest tak dużo ludzi, którzy kochają tradycję, którzy czują, że w tej tradycji jest coś więcej niż forma, ale przede wszystkim odczucia prawdy. I to się właściwie kończy. Przepraszam za ten smutny akcent, ale wszystko, co było naturalne w przyrodzie, w izbie, teraz jest zapisane, uporządkowane, że ma być tak i tak. Na swobodę zostawione jest bardzo mało miejsca. Praca państwa coś jednak wskrzesza. Zawsze choćby małą kropelkę, która przejdzie na to młode pokolenie. Na dzieci, które umieją swój region, ale uczyły się też innego piękna sąsiadów. To piękno pozostało w nich i pozostał żal, że musimy wracać do siebie. W rękach Państwa jest, by praca z nimi była tak serdeczna, aby dziecko nie smuciło się, że jest w małym kręgu swojej miejscowości. Bo ta miejscowość to wielka sprawa. Bóg niech was prowadzi i niech wam pomaga.”

Protokół odczytała Dorota Majerczyk, sekretarz Rady Artystycznej. Prezydent dr Jerzy Chmiel przede wszystkim podziękował wszystkim kierownikom, że przygotowali zespoły do Festiwalu. Powiedział też o najważniejszych dla niego elementach: – Święto Dzieci Gór jest Festiwalem unikalnym w świecie, nie ma takiego drugiego, który miałby formułę bratania dwóch zespołów z innych krajów, a najsmutniejszym momentem była chwila pożegnania. Drugi element, to edukacja: dla Sądeczan jest ważne, że nie ruszając się z miasta, mogą spotkać kulturę często bardzo odległych części świata. Druga dawka edukacji przeznaczona jest dla instruktorów, trzecia – dla dzieci. Pan prezydent prosił, by instruktorzy pilnowali tego zaczynu, by dzieci nie ustawały w coraz szerszym poznawaniu Chorwacji, Kraju Basków, Rumunii, Gruzji, Ekwadoru, Chorwacji, Czech, czy Polski. I druga prośba do instruktorów: by pilnowali kontaktów, które tutaj się narodziły. Zdarza się bowiem panu prezydentowi, że jeżdżąc po świecie, spotyka osoby, które były w Nowym Sączu, przed dwudziestu laty i do tej pory noszą przy sobie kartkę z nazwiskiem kamrata z Polski.

Bożena Jawor nawiązała do wypowiedzi pani Aleksandry. Wspomniała, że tutaj rodzi się iskra, która nie może zgasnąć. Na mszy usłyszeliśmy: przekażcie sobie znak pokoju i ten pokój musi trwać, bo inaczej czeka nas zagłada. Instruktorów przydałoby się więcej, więc pani przewodnicząca prosiła, by zachęcać tych, którzy już nie tańczą, by uczyli. Dzięki temu przetrwa to, co w folklorze jest najistotniejsze. A może w folklorze przetrwa to, co najistotniejsze.

Józef Broda: – Skojarzyłem taki moment: kiedy moja matka kończyła wyciągać ciasto z dzieżki, odkładała na bok kawałek, który był początkiem nowego wypieku. To co jest tu, w obrębie spotkań dziecięcych i ta nauka dotykania, lepszego jeszcze rozumienia siebie, a potem drugiego człowieka, jest rodzajem odłożenia tej „niociasty”. A potem jest nowa mąka i myślę, że to co jest przed nami, to jest ten czas, że zbiera się ziarna w obrębie dobra, prawdy i piękna. Chociaż jest pełno kąkolu, ale miarą człowieka jest, by oddzielić kąkol od ziarna. Tak było, jest i będzie. W starożytności mówiło się o „wiejadle”, gdy dobre ziarna padały w innym miejscu niż kąkol. Taki jest porządek wartości. Ta przestrzeń opowieści „żywobycia” wedle opisu Arystotelesa nakazywała poszukiwanie harmonii między tym co cielesne, a tym co duchowe. Bo tu pojawia się w pewnym momencie rozbrat. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj, daj każdemu, na każdy czas. Panie niech Duch Twój modli się we mnie, bo życie pachnie jak chleb, bo życie może być jak chleb. Ostatnia refleksja. Bardzo się boję każdego przyjazdu do Sącza, autentycznie. Mam świadomość, że jest to bardzo delikatna materia. Nie chcę popsuć tego, co zastanę. Ostatnia refleksja związana jest z życiem prenatalnym, którego aspekty dane mi było ostatnio poznawać. Spróbujmy sobie przypomnieć, że dziecko przed narodzeniem najpierw czuje, najpierw dotyka, w poczuciu bezpieczeństwa, którego dostarcza matka, a matce i przez nią dziecku – rodzina. Pamiętajmy, że są dwa panowania: nad sobą, i że ktoś panuje nad tobą. Tu stwarzamy szansę, by dziecko panowało nad sobą.

CHORWACJA. Stjepan Jurasović przeprosił, że powie tylko o jednej osobie, ale mimo, iż był w wielu miejscach na świecie, tak wspaniałego artysty, takiego człowieka jak pan Broda, nie spotkał. A dla wszystkich organizatorów Festiwalu popłynęły z Chorwacji ustami Blanki Żakuli słowa: Niech wszystkich was chroni Bóg od zła wszelkiego, dużego i małego…

Małe Lachy. Zuzanna Poręba powiedziała, że dzieci, które co roku mogą oglądać Festiwal z widowni, teraz były z drugiej strony i są zachwycone, bo tyle się dzieje i jest wspaniała atmosfera. Życzą jeszcze kolejnych co najmniej 25 lat.

Mali Toniecnici. Pierwszy raz byli 20 lat temu, – wspomniała Maria Wnęk – a ówczesne przyjaźnie z Węgrami trwają do dziś. Mają nadzieję, że tak będzie i teraz z Serbami z Bośni. Nie było różnicy w kamractwie, nawet jeśli była znaczna różnica wzrostu. Jedna dziewczynka zachorowała, miała wysoką gorączkę, przyjechała mama, dała lekarstwo i dziecko tak strasznie zaczęło płakać, że już jest zdrowe, że nie chce jechać do domu. Dla pani Marii to jest świadectwem, jak dobrze jest jej podopiecznym na Festiwalu. I jeszcze ten moment, kiedy dzieci „optocyły” Pana Brodę, bo w kapeluszu jest jak Pon Bócek. „Bóg zapłać wielki!”

EKWADOR. Glenda Llaguno jest z zespołem na Festiwalu po raz drugi. Bardzo im się podoba i mimo że język im nie pomagał, dzieci były bardzo zadowolone. Bardzo za wszystko dziękują.

Hanna Lasakowa już kilkakrotnie była ze swoim zespołem Mali Hamernicy na Festiwalu (cały czas utrzymują kontakty z kamratami) a dziś w imieniu całej grupy instruktorskiej podziękowała, że się nauczyli bardzo dobrze tańczyć. Życzyła, żeby Święto trwało, wyraziła uznanie za zebranie pieniędzy na tak duży Festiwal w tak krótkim czasie. Podziękowała za integrację w grupie instruktorów. Szczególne słowa wdzięczności popłynęły w stronę Dominiki Bodziony, która uczyła w tym roku tańców lachowskich w ramach Ogólnopolskich Warsztatów Instruktorskich.

RUMUNIA. Leontina Dorca podziękowała za otrzymanie szansy uczestnictwa we wspaniałym Festiwalu, który polega również na szerzeniu przyjaźni. Dziękując kamratom, z którymi już wymienili kontakty, liczą na współpracę między zespołami.

Mali Magurzanie. Krystyna Mikociak radzi, by zakładając zespoły, tworzyć grupy dzieci i większych dzieci, i dorosłych. Dzieci będą miały kontynuację, co dodatkowo motywuje do pracy. Region, w którym jest zespół dziecięcy, ma szansę, że przez wiele lat jego kultura nie zaginie. Pani Krystyna mówi swoim podopiecznym: – Możesz przejść cały świat i nigdzie nie znajdziesz takich strojów, jak w swojej wiosce, a jeśli to ginie – twoim obowiązkiem jest ratować, nikt tego za ciebie nie zrobi. Podziękowała organizatorom, bo dzieci z Łodygowic mogły zobaczyć, że w Polsce i na całym świecie są podobne zespoły, a to utwierdza młodych ludzi w poczuciu sensu tego, co robią.

GRUZJA. David Kikvadze szczególnie serdecznie podziękował Antoniemu Malczakowi. Byli pełni obaw, jak będzie wyglądał ich powrót do ojczyzny, bo granice Turcji zostały na kilka dni zamknięte. Pan dyrektor dołożył wszelkich starań, by gruzińskiemu zespołowi pomóc. Granice są otwarte, ale Latający Gruzini są bardzo wdzięczni, że mogli liczyć na Dyrektora Festiwalu w tak trudnej sytuacji. – Byłem na wielu festiwalach – mówił dalej pan David – ale takiego jak tu, jeszcze nie widziałem, słowo. Dziękuję szczególnie swojej „siostrze”, Małgorzacie Mikulskiej i „twixowi” czyli małżeństwu Witalinie i Michałowi Pastuchom.”

Zbójnik. Krystyna Szczurek podziękowała za wsparcie Józefowi Brodzie. Kilka jego słów w trudnej sytuacji oraz atmosfera Festiwalu pozwoliły dzieciom być spontanicznymi na scenie, bawić się, zapominając że inni na nich patrzą. Podziękowała zespołom zamieszkującym w Nawojowej za wspólne kamractwo. Tatry. Stanisław Sobczyk zgadza się ze wszystkimi wypowiedziami, co były wcześniej. Przy okazji wyjaśniło się ,dzięki Marii Wnęk, że pan Stanisław nie ma trzeciej żony, jak niosła wieść (i prasa) na tym Festiwalu, ale… Czesię żonę.

CZESI. Sońa Wenzelova wspomniała, że kiedy przyszedł mail zapraszający USMEV na Festiwal, ci, którzy byli w 2007 (zespół jest po raz drugi w Nowym Sączu) bardzo żałowali, że oni już jechać nie mogą i czekali, że może ktoś z młodszych zrezygnuje. W stronę zespołu z Ratułowa popłynęły podziękowania za gościnność podczas „dnia u polskich przyjaciół”.

BASKOWIE. Juan Luis Unzurrunzaga podziękował przede wszystkim za możliwość spożywania chleba festiwalowego dosłownie i w przenośni. Baskowie dziękują, że skradziono im kawałek serca. Przepraszają za to, co złe, proszą, by zapamiętać z jak najlepszej strony.

Notował KAMIL CYGANIK Fot. Piotr Droździk – msza, Piotr Gryźlak – spotkanie w MCK SOKÓŁ

 

Komentarze

Partnerzy

herb 112092751_901790209899742_1325318935_n  
"