Spacerownik

SPACEROWNIK: Żydzi w Starym Sączu

Opublikowano: 17 sierpnia, 2020 o 6:22 am   /   przez   /   komentarze (5)

Wyznawcy religii mojżeszowej stosunkowo późno, bo dopiero na początku XIX w. zaczęli osiedlać się w Starym Sączu. Ich przybycie umożliwiła przejściowa kasacja klasztoru klarysek i przejęcie dóbr zakonnych przez władze austriackie. Wcześniej miasto jako własność konwentu było zamknięte dla innowierców. Żydzi dorabiali się majątków głównie na handlu. W kilkadziesiąt lat – mimo utrudnień ze strony władz miasta – wykupili wiele domów w centrum miasteczka.

Na przełomie XIX/XX w. rodziny Holländrów czy Steinreichów należały do lokalnej elity finansowej. Ich firmy ostro konkurowały z polskimi. Żydowskie bogactwo kłuło w oczy część miejscowej ludności. Rosnąca niechęć doprowadziła w końcu do wybuchu. W nocy z 25 na 26 czerwca 1898 r. tłum złożony w większości z okolicznych chłopów napadł i rozgrabił kilkadziesiąt sklepów i mieszkań Żydów. Właściciele chronili się w zakamarkach swoich domów lub u zaprzyjaźnionych rodzin chrześcijańskich. Władze zaprowadziły porządek ściągając wojsko i ogłaszając stan wyjątkowy. Żołnierze przez miesiąc stacjonowali w mieście, aby zapobiec kolejnym ekscesom. Rada Starego Sącza potępiła rabunek mienia żydowskiego. Później już nie dochodziło do poważniejszych zatargów. Część młodych Żydówek uczęszczała nawet do szkoły przyklasztornej. Przedstawicieli społeczności żydowskiej nie dopuszczano jednak do piastowania publicznych urzędów. Starosądecka rada miasta jako jedna z nielicznych w dawnej Galicji nie miała prawie do samej wojny rajcy żydowskiego pochodzenia. Żydzi przed 1939 r. stanowili 12 procent z kilku tysięcy mieszkańców. Wojnę przeżyła garstka. Wiosną 1942 r. Niemcy utworzyli getto, w którym zgromadzono ponad tysiąc osób z miasteczka i okolicznych wiosek. Dzielnicy nie otaczał mur, bez większego trudu kontaktowali się jej mieszkańcy z Polakami. W sierpniu tego samego roku większość żydowskich rodzin wypędzono do nowosądeckiego getta, skąd trafiły następnie do obozu zagłady w Bełżcu. Starszym ludziom hitlerowcy zaproponowali transport samochodowy do Nowego Sącza. Po drodze około 100 rozstrzelano w zaroślach nad rzeką Poprad.

Relacja świadka z wydarzeń 17 sierpnia 1942 r. w Starym Sączu

Był ranek 17 sierpnia 1942 r., pochmurny, smutny. W mieście ruch. Wszystkim Żydom kazano zejść się na targowicę bydlęcą. Każdy mógł wziąć tylko jedna walizkę. Mają być odtransportowani do getta w Nowym Sączu. Idą na miejsce zbiorki i żegnają po drodze znajomych katolików wyglądających z domów. Krzyżują się smutne słowa : „żegnajcie” , „bądźcie zdrowi”, „niech się wam jak najlepiej wiedzie”.

Na Targowicę zajechały dwa ciężarowe auta z narysowanym kredą znakiem „czerwonego krzyża”.

Kto jest stary, chory, słaby, może wsiąść na auto. Skwapliwie korzystają z tego ci, co czują, że nie podołają pieszej wędrówce. Są między nimi kobiety, starcy, chorzy. Pomaga im brutalnie niemiecka policja. Smutna kolumna ludzi żegnających znane kochane miasteczko rusza ulicami ku Nowemu Sączowi. Żegnają ich zatroskane twarze tych, którzy z nimi się wychowali, , chodzili do szkoły, pracowali, handlowali, współżyli .

Za kolumna ruszają auta. Jest godzina 9 rano, Towarzyszy im znany kat Starego Sącza i okolicy, Niemiec, Lawitzko, przybyły do miasta jako młody chłopak z Czech. Tu znalazł przyjaźń ludzką, pracę, tu się ożenił, tu się dorobił swego gospodarstwa. Teraz spłaca „dług” wdzięczności wobec dawnych kolegów – kolejarzy i mieszczan, węsząc, donosząc, katując podejrzanych, oddając w ręce Gestapo kogo się da i towarzyszy mu komendant granatowej policji do miasta przybyły Muller.

Pochód minął wiklinę, most na Popradzie, skręcił ku Nowemu Sączowi. Ale auta za nim nie podążyły, skręciły przed leśniczówką w ślepą drogę kończąca się w wiklinie. Na autach podniósł się lament, płacz. Karolina Marczykowa przechodząc przypadkowo drogą, widząc stojące przy szosie dwa auta niemieckiej policji, prędko idzie w swoja stronę. Kilku młodych chłopców, między nimi Majewski Jan i Michał, ciekawych co to będzie, skrada się poza wiklinę daleko od oczu Niemców i wdrapują się na modrzewie. Stary Majewski pasący bydło przekrada się ostrożnie wikliną w kierunku płaczu i jęków ludzkich. Dwie Niemki, które wiedziały wcześniej, że tu się coś dziać będzie, usadowione na niskim drzewie, czują się nieswojo.

Wejście do wikliny za znikającymi autami zamyka niemiecka policja z Nowego Sącza.

Wewnątrz lasku, na miejscu gdzie dawniej stał magazyn obozu P. W. pozostało obramowanie betonowe dawnej piwnicy. W nocy piwnica została pogłębiona przez chłopców z Baudienstu.

Dwieście metrów od tego miejsca zatrzymują się auta. Pada rozkaz, trzech ludzi ściągniętych z auta zbliża się nad piwnicę. Za nimi ustawiają kozły z gałęzi pod karabiny dwaj młodzi, uśmiechnięci , zadowoleni Niemcy, chłopcy dziewiętnastoletni, ubrani w czarne mundury. Pada seria strzałów w tył głów nieszczęsnych ofiar. Cygan przyciągnięty z gościńca od tłuczenia kamieni, musi rozbierać trupy i spychać do dołu. Dostaje za to, łaskawie, jedno ubranie. Potem inny rozkaz : rozbierać się na aucie, zostawić tam ubranie, podchodzić nago na miejsce stracenia. Nerwy nieszczęśliwych ludzi i cały organizm odmawia posłuszeństwa, drogę od auta do miejsca kaźni zaściela kał. Chłopcy poznają wśród ofiar kulawego Holendra, Geelera, Bodnerową, Kenigsbucha. Trupy zapełniają po brzegi dawną piwnice magazynu. „Magazyn” zbrodni hitlerowskich pełny! Ponad 70 ofiar!

Jeszcze w ostatniej chwili przyprowadzają młodą kobietę córkę Neesechtetla, z piękną 5-6 letnią córeczką. Kobieta zemdlała na drodze wśród kolumny, więc tu jej miejsce. Ginie wraz z płaczącym, przerażonym dzieckiem. Leżą na samym wierchu „magazynu”. Kaci przysypują niedbale grób i rozchodzą się w swoje strony. Policja niemiecka wraca do Nowego Sącza, kat – Lawitzko z Mullerem do Starego Sącza. Wystraszeni, przerażeni świadkowie zbrodni ukryci w krzakach, boją się ruszyć z miejsc jak długo widzą z daleka oprawców. Samotny grób porusza się! Nie wszyscy zostali od razu uśmierceni, niektórzy jeszcze żyli, gdy ich zepchnięto do grobu i dusząc się, szarpią się w agonii pod ciężarem martwych ciał towarzyszy niedoli.

W nocy słychać w lasku wycie psów. Ludzie, którzy odważyli się tu w dzień zaglądnąć, znaleźli ciało dziewczynki wywleczone przez psy. Z dołu wydobywał się straszny fetor. Na interwencje leśniczego, burmistrz Niemiec, przysłał upitych chłopców z Baudienstu, by grób lepiej zakopali. Oni twierdzili, zwierzając się w tajemnicy znajomym, że grób jeszcze falował.

Komentarze

Komentarze (5)

  • 15 sierpnia, 2018 o 9:40 am Czytelnik

    Smutna historia !gdzie Pani redaktor znalazła opis egzekucji źydów co to za książka? Z góry dziekuje

  • 15 sierpnia, 2018 o 9:27 pm Bb

    Jednym słowem: masakra. Oby to się już nigdy nie powtorzylo wobec żadnego narodu czy ludzi różnych wyznań.

  • 15 sierpnia, 2018 o 9:36 pm spragniony

    Bardzo ciekawy artykuł. Proszę więcej

  • 16 sierpnia, 2018 o 8:32 am QW

    Prawdopodobnie w opisane w pięciu tomach J CZECHA

  • 17 sierpnia, 2018 o 10:08 am kustosz

    Maszynopis świadka wydarzeń, ze zbiorów muzeum regionalnego.

Możliwość komentowania wyłączona.

Partnerzy

herb 112092751_901790209899742_1325318935_n  
"