Ludzie z pasją

Jarosław Dąbrowski – złowiony pasjonat

Opublikowano: 24 stycznia, 2015 o 3:10 pm   /   przez   /   komentarze (0)

Urodził się i wychował w Starym Sączu. W 2002 roku wyemigrował do Niemiec i tam już pozostał. Jest pierwszym Polakiem w historii, który złowił karpia powyżej 40 kg

Gdy wraca w swoje rodzinne strony to pierwsze kroki kieruje nad starosądeckie stawy, gdzie z przyjaciółmi ze Sądeckiego Karp Klubu oddaje się swojej pasji.

Pierwsze obowiązkowe pytanie: największa pasja Jarosława Dąbrowskiego?

Karpiowanie w gronie najlepszych kolegów i obcowanie z naturą to coś co pozwala mi tak naprawdę odpocząć.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z wędkarstwem?

Chyba jak w przypadku większości wędkarzy wynosi się to z domu rodzinnego – mój tata, wujek, dziadek wszyscy łowili ryby odkąd pamiętam. Moje pierwsze wędkarskie wspomnienia sięgają wieku przedszkolnego. Zaczynałem od bambusa i kołowrotka z ruchomą szpulą. Później gdy podrosłem zaczęły się poważniejsze, kilkudniowe wyjazdy nad jezioro Rożnowskie z namiotem i całą rodziną. Wtedy też dostałem od rodziców pierwszą wędkę. Pamiętam ją do dziś! Germina, włókno szklane, jednoczęściowa ok. 140 cm  z kołowrotkiem Prexer –to było coś!

Twoja pierwsza złowiona ryba? 

Z tego co pamiętam był to okoń złowiony na goły haczyk. Jednak pierwszy taki poważniejszy połów to było kilka brzanek złowionych z tatą nad Dunajcem. Miałem wtedy 5 lat! Pamiętam jak dziś – trzymaliśmy je w wielkim worku foliowym. Było ich sześć a na koniec zostały wypuszczone do wody, co skończyło się wielkim płaczem. To było moje pierwsze Catach & Relase (złów i wypuść – przyp. redakcji ). Później były wyprawy nad stawy w Starym Sączu i Stadłach z kolegami z podstawówki i bratem. Oczywiście nie można zapomnieć o wyprawach z muchówką po Dunajcu i Popradzie.

Jesteś pierwszym Polakiem w historii, który złowił karpia powyżej 40 kg. Opowiedz nam o tym 

(Uwaga – oryginalna pisownia i wędkarski żargon;)

Miałem to szczęście zostać tym 1 Polakiem – historie tę opisywałem już na stronie moich przyjaciół – aktualnych mistrzów świata w wędkarstwie karpiowym 2014 ale przytoczę jej część dla tych którzy jeszcze tego nie czytali:

W środę dzwoni do mnie Brat, że jedzie nęcić. Sprawdzam pogodę i proszę by wsypał połowę tego co zawsze. Może w piątek pojadę na rozpoznanie, taki krótki wypad od rana do 13-14. Uzgodniliśmy, że siądziemy razem. Pogoda miała się poprawić- od rana słońce a wieczorem miało znowu padać i wiać nawet do 4 bft. W czwartek wieczorem dzwonię do brata i słyszę że ma zapalenie oskrzeli i nici ze wspólnego wypadu.

Budzik na 5 i spać. Rano o 7 budzi mnie córka: tata nie jedziesz na ryby ?  O nie, zaspałem ! Dobrze, że auto spakowałem dzień wcześniej. Na parkingu jestem około 7.45. Pakuję sprzęt na wózek i  jeszcze 500 m do miejscówki. Jestem na siebie zły! Dojeżdżam na miejsce i robię szybkie rozpakowanie. Szykuję pierwszy zestaw. Ten idzie na prawo- śliwka powieszona Popkiem truskawka ok. kilograma peletu owocowego, który przywiózł mi Andrzej polewam go dipem owocowym, do tego dwie garści kulek  na łódeczkę i gaz na prawy koniec wyspy. Nowa zabaweczka bardzo cieszy. Zdalnie sterowana łódeczka  – RT 4, dwa silniki strumieniowe, do tego wysoka rozdzielczość sondy i dokładność odtwarzania dna. Ustawiam kija, rozkładam podbierak i biorę się za drugiego kija, tu idzie tylko śliwka – Absolut Plum Gulpa 20 mm  z pływakiem 15 bardzo ładnie się wyważają.

Sprawdzam przy brzegu opada jak neutralna, Pol opakowania 12mm śliwki,  pelet zalewam dipem śliwki i tylko jeszcze pianka na haczyk i włos i do łódki. Mało czasu mam do łowienia bo już prawie dziewiąta. Wywożę drugi zestaw, kładę go na środku górki podwodnej tuż przed zielem, no i w końcu mogę wypić poranną kawkę. Pogoda dopisuje. Nie ma co prawda słońca ale jest 11 stopni i bez wiatru. Ok. 11. 30 mam pierwsze pik, ale na plecionce to jeszcze niewiele. Zaczynam przysypiać a tu powolne piękne podjechanie hangera pod kija i jedzie majestatycznie i powoli. Podnoszę kija a tu nic żadnego oporu – zestaw po sprawdzeniu był ok. myślałem leszcze znowu weszły. Na biegu mieszam pelet dosypuje kulek i jadę w to samo miejsce. Ustawiam kija i zaczynam się bawić echosondą – jak to bywa z zabawkami a nóż się coś nowego w niej wynajdzie. Z zabawy wyrywa mnie pik i powtórka brania powolny i majestatyczny odjazd, zszokowany – od poprzedniego brania nie minęło nawet 15 minut. Łapie kija podnoszę ale tylko trochę, więcej nie daję rady, ryba wybiera ze szpuli, dokręcam hamulec nie mogę jej pozwolić wejść za wyspę, muszle pozbawiły nas tam już nie jednej ryby. Wędka gnie się do rękojeści. Wiem po paru minutach ze nie jest to młodzież do 20 kg ale ryby jeszcze nie widzę. Dociągam ja do pasa roślinności ok. 15 m od brzegu i pokazuje się tylko płetwa grzbietowa i nic więcej! Szybko rzucam podbierak do wody, luzuje odrobinę hamulec i jedną ręką ściągam buty i skarpetki spodnie podciągam i wpadam do wody która miała tylko kilka stopni (09.11.2012 ). Po kilku odjazdach udaje mi się podciągnąć go do brzegu i wtedy dopiero widzę ze jest to upragniony Bob (imię złowionego karpia). Podstawiam podbierak a on mi robi przewrotkę przez grzbiet głową nad wodą, patrzę z przerażeniem i nie wierzę własnym oczom hak wbity w kąciku a kule wiszą na zewnątrz –  szybka decyzja głębiej do wody i podebranie musi się udać za 1 razem, dobrze że po przygodach z amurami na Sączu używam podbieraka 52´. Po chwili udaje się i jest. Próbuje podnieść go w podbieraku na brzeg a tu siatka zaczyna trzeszczeć – za plecami na brzegu widzę kibicujące mi starsze małżeństwo proszę ich o wrzucenie maty do wody – tak będzie bezpieczniej dla Boba i podbieraka.

Ryba bezpieczna na brzegu. Szybko szykuje wagę, worek do ważenia i sztangę. Podnoszę go i nie wierzę własnym oczom. Waga pokazuje 41,30 – 41,40 Szybko przeliczam w myślach worek 1,20 i dostaje gęsiej skórki. Ryba na macie – szybko w mokry worek i do wody i tu zaczyna się panika. Brat chory leży – kto mi zrobi fotki ? telefon do dwóch znajomych karpiarzy. Jeden w pracy- odpada. Martin mówi będzie do godziny i przywiezie druga wagę oraz dużą mate. Próbuje ogarnąć myśli i dzwonię do Krisa- nie odbiera. Godzina oczekiwania na Martina mijała jak tygodnie. W końcu  pojawia się nad wodą z matą, wagą, kamerą i butelka szampana. Zaczynamy ważenie na 2 wagi, tarowanie mokrego worka do ważenia – waga waha się na wagach miedzy 1,20 a 1,25 przyjmujemy 1,20 kg  jako średnia a teraz ryba wagi pokazuję 41,30 – 41,40. Po obliczeniach dla spokoju duszy przyjmujemy wagę 40,05 jako końcowa. Teraz szybko fotki na brzegu, dezynfekcja, rybie buziak i do wody.

Sampan, szybkie pakowanie, przemoknięty i szczęśliwy mogłem wrócić do domu.

Pochwal się swoimi życiowymi zdobyczami

Poza Bobem ( karp 40,05 kg -przyp. redakcji)  mam na swoim „koncie” jeszcze 31,5 kg pełno-łuską piękność  i kilkadziesiąt ryb w przedziale miedzy 20 a 30 kilogramów. W tym mój PB Amura o wadze 20,70 oczywiście ze stawów w Starym Sączu i chyba kilkaset może i ponad tysiąc tych mniejszych ale równie pięknych karpi i amurów.

Największy sukces już znamy (karp 40,05 kg) a największa porażka?

hmmmmm chyba Bolsena bez karpia ale na losowanie nie ma rady! ( Bolsena to jezioro kraterowe w środkowych Włoszech. Jezioro słynie z dużych karpi, właśnie tu rozgrywane są zawody karpiowe World Carp Classic-przyp.redakcji)

Niebezpieczeństwo czai się wszędzie. Także nad wodą, bywały chwile grozy?

Była taka sytuacja – i to nie tak dawno na World Cup Clasic 2012. Wypłynęliśmy na pontonie sondować miejsca i dosłownie w ostatniej chwili udało nam się spłynąć do brzegu przed „Białym Szkwałem” żeglarze dobrze wiedzą co to jest (nagły i porywisty wiatr-przyp.redakcji).Później przeżyliśmy uderzenie wiatru i deszczu. We trzech nie mogliśmy utrzymać namiotu. Na sąsiednich stanowiskach namioty łatały kilka metrów wraz z ludźmi i wyposażeniem w środku.

Jak wygląda Twój kalendarz wędkarski: wiosna, lato, jesień , zima. Cały czas nad wodą?

Mój kalendarz jest całoroczny. Nie mam praktycznie przerwy – wyjątek to zima ale tylko wtedy, gdy lód skuje wodę. Cały sezon zazwyczaj spędzam nad wodami klubowymi w Niemczech, oczywiście z przerwami na wyjazd nad magiczne jezioro we Francji – Rainbow i World Cup Clasic i World Carp Masters. Latem gdy przyjeżdżam do domu rodzinnego, obowiązkowa jest zasiadka na stawach Starym Sączu wraz z kolegami z Sądeckiego Klubu Karpiowego – zazwyczaj w dużym gronie.

Twoje ulubione łowisko?

Każde w którym są karpie i amury, ale szczególnym miejscem jest dla mnie Rainbow we Francji- karpiowa mekka. To miejsce działa jak magnes – zawsze chce się tam wracać. Jednak wielki sentyment mam do stawów w Starym Sączu gdzie zaczynała się moja przygoda z Karpiowaniem.

Jaka jest Twoja opinia na temat polskich wód?

Są piękne niestety mało zadbane. Zarybienia są za niskie w stosunku do tego co wyławiają wędkarze i co najgorsze kłusownicy. Mało jest stref ochronnych i tarlisk dla ryb a coraz więcej ingerencji człowieka w naturę, którą dodatkowo degradują zanieczyszczenia.

Na pewno masz swoje sprawdzone metody na złowienie takich olbrzymów. Zdradzisz sekret?

Jest jedna podstawowa zasada aby złowić dużą rybę – musi ona być w tej wodzie w której się łowi. Druga zasada to być zawsze przygotowanym na taką rybę czyli wszystkie elementy zestawu muszą być perfekcyjnie dopracowane i dostosowane do holu takiej ryby, reszta to umiejętności i szczęście!

Wędkujesz w myśl zasady „złów i wypuść” (Catach & Relase)?

Karpiowanie to przede wszystkim poszanowanie natury i ryb, dlatego używamy specjalnych mat karpiowych na których kładziemy ryby, aby nie traciły śluzu zabezpieczającego je przed chorobami. Używamy środków do dezynfekcji skaleczeń. Zasada „złów i wypuść” jest podstawą naszej filozofii. Zwracając rybie wolność wiemy , że nie ograniczamy rybostanu wody i że możemy złowić ją za kilka lat dużo większą!

Wolisz samotne wędkowanie czy z grupą przyjaciół?

Nie jestem typem samotnika. Nad wodą zasiadki w gronie przyjaciół są zawsze inspirujące – uczymy się na własnych błędach ale i od innych. Wymiana doświadczeń i opowieści są częścią naszego hobby.

Wędkarstwo to drogi „sport”? Tak dla wędkarskich laików, opowiedz nam o tych wszystkich „gadżetach”.

Wędkarstwo nie jest drogim sportem. Drogo zaczyna się robić gdy zacznie się specjalizacja i tzw. wyższy stopień zaawansowania. Zakup zaawansowanego sprzętu jest już bardzo drogi. Oprócz podstawowego wyposażenia w postaci wędek, kołowrotków i wszystkich drobiazgów potrzebujemy także innych rzeczy takich jak namiot, łóżko, śpiwory na różne pory roku, ponton, silnik, akumulatory, Echosonda, kamerka podwodna. Można tez używać modeli zdalnie sterowanych które obecnie są już wyposażane w GPS, echosondę a nawet w kamery podwodne bezprzewodowe. To są już wydatki nawet do kilkudziesięciu tysięcy złotych. No ale nie kupuje się tego wszystkiego od razu i na raz.

Jeżeli na jedna z wypraw miałbyś zabrać tylko jedno wędzisko i jedną przynętę to, co byś wybrał?

Na pewno byłaby to wędka karpiowa a przynętę starał bym się dopasować do danego łowiska – nie ma uniwersalnej przynęty, która jest zawsze skuteczna i działa na każdym łowisku. Gdyby tak było nasze hobby nie miało by tego uroku. Dobór przynęty opieram na doświadczeniach z danej wody i oczywiście na wyczuciu – ryby tez czasami mają ochotę na „schabowego” a czasami na „krewetkę”.

Jakich wskazówek udzieliłbyś początkującym wędkarzom, amatorom?

Cierpliwości, wytrwałości i nie zamykania się w schematach.

Wracasz często nad starosądeckie wody?

Tak! Zawsze co roku, w trakcie urlopu jestem nad stawami w Starym Sączu i jak do tej pory zawsze z dobrymi wynikami. Duży staw, jest zbiornikiem unikatowym w naszym regionie. Piękna woda, gdzie karpie potrafią odbywać tarło. Narybek, który jest w stanie przeżyć w naszych warunkach klimatycznych, co jest bardzo rzadkie. Mam nadzieje, że Gmina Stary Sącz zadba też o potrzeby wędkarzy, którzy potrafią dbać o wodę i ryby  i stworzy na dużym stawie łowisko w myśl zasady „złów i wypuść „. Tego typu łowiska istnieją w całej Europie i przynoszą całkiem niezłe dochody – nawet w Polsce takie mamy, zarówno prywatne jak i w strukturach PZW – i chwała im za to!

Największe marzenie Jarosława Dąbrowskiego?

Następny karp powyżej 40 kg

Czego możemy Ci życzyć?

Dużo spokojnych i szczęśliwych chwil nad wodą

I tego Ci życzymy!

Dziękuję za rozmowę…a na koniec wszystkim mieszkańcom Starego Sącza Jarosław Dąbrowski życzy dużo zdrowia i pogody ducha .

Do zobaczenia nad starosądeckimi stawami!

Rozmawiała A M

 

 

 

Komentarze

Partnerzy

herb 112092751_901790209899742_1325318935_n  
"